„Moja mama nie wie, że już nigdy nie wrócę do zboru” – Nadzieje nie zawsze się pokrywają, ale zawsze warto je mieć
Jeśli jesteś lub byłeś Świadkiem Jehowy i chcesz wytłumaczyć to jak skomplikowana jest Twoja sytuacja przez organizację, to pogadaj z innym Świadkiem. Najlepiej gdy będzie to osoba dla Ciebie ważna. Ja to robię zawsze gdy miewam gorsze dni i cieszę się, że naprawdę część ważnych dla mnie osób jest dziś ze mną. Dodatkowo są to ludzie wolni, niezmanipulowani ograniczającą ideą. Dzięki miejscu w Internecie jesteśmy w stanie przedstawić wiele naszych odczuć, z którymi ktoś może się utożsamić. Mi osobiście wiele pomógł Blog Sary, bo zrozumiałem że warto przekazywać swój punkt widzenia nawet jeśli przyjdzie Ci spotkać się z hejtem. (Polecam również kanał na YouTube Sary i jej męża)
Dziś na Autarkie trafia część historii i punkt widzenia mojego przyjaciela, który po moim wybudzeniu był jednym z pierwszych kandydatów gotowych do uwolnienia się. Wiedziałem, że jest człowiekiem, którego wolność uskrzydla. Ku mojemu zadowoleniu z czasem sam uświadomił sobie, że Jego życie może wyglądać inaczej. Zawsze gdy uda nam się spotkać i robimy rzeczy, które kiedyś były nieosiągalne ogarnia nas szczęście.
Malakser, jedziesz!
Cześć i czołem!
Jeszcze mnie tu nie było, ale mam nadzieję że zagoszczę na dłużej 🙂.
Na wstępie chcę powiedzieć, że bardzo się cieszę z powstania Autarkii. Nie tylko dlatego, że widzę pierwsze efekty pracy, którą wykonał mój serdeczny przyjaciel, ale przede wszystkim dlatego, że idea tego bloga jest bliska memu sercu. Temat szeroko rozumianej wolności u każdego budzi odmienne skojarzenia i może dotyczyć różnych sfer – zdrowotnej, zawodowej, rodzinnej, wyznaniowej i wielu innych. Sfery te są jednak ze sobą ściśle powiązane i jedna potrafi wpływać na drugą.
Z poprzednich postów mogliście dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja młodego Świadka Jehowy, który poznał prawdę o tej organizacji i zdecydował się wyemigrować w poszukiwaniu wolności. Ja też jestem Świadkiem Jehowy i w pewnym momencie również zacząłem rozumieć w jakiej sytuacji znajduję się od początku swojego krótkiego życia.
W czym tak naprawdę tkwię uświadomiłem sobie w wieku dwudziestu lat, czyli dwa lata temu. Moment mojego przebudzenia „przypadł” w okresie, kiedy kończyłem szkołę średnią. To dobry moment by uporządkować swoje życie na nowo, co w moim położeniu okazało się zbawienne. Mogłem podjąć decyzje, które wbrew pozorom, pozwoliły mi zachować pokojowe relacje z rodziną.
Jeśli jesteś Świadkiem Jehowy i z jakiegoś powodu postanawiasz zrezygnować z czynnego praktykowania tej religii, ewentualne konsekwencje są zależne od kilku czynników.
Wiele zależy od tego jaki stosunek do organizacji mają Twoi bliscy. Rodzina, przyjaciele, pracodawca czy koledzy z pracy. To kluczowa kwestia, która pozostawia największe blizny emocjonalne u byłych Świadków Jehowy. Jeśli zacząłeś swoją przygodę z organizacją Świadków Jehowy jako pierwszy i ostatni w swoim rodzinnym gronie to z całej sytuacji możesz wyjść praktycznie bez szwanku, szczególnie jeśli tamtejsze towarzystwo nie było Ci zbyt bliskie. Kiedy ja postanowiłem nieco odsunąć się od kolegów ze zboru (bo nie byli już w stanie przymykać oczu na mój olewatorski stosunek do tzw. życia duchowego) początkowo brakowało mi jakiejś alternatywy. Nigdy jednak nie odcinałem się w pełni od świeckiego towarzystwa, więc postanowiłem odświeżyć znajomości, które do tej pory sztucznie podtrzymywałem. Sam proces poznawania nowych ludzi i budowania relacji opartych na szczerości był dla mnie czymś bardzo ciekawym i emocjonującym. Inaczej jest w przypadku mojej sytuacji rodzinnej.
Cała moja najbliższa rodzina jest głęboko związana z rytmem życia narzucanym przez organizację. Dlaczego z rytmem życia organizacji, a nie na przykład z doktryną? Moja rodzina, jak wiele rodzin wśród Świadków, nie zwraca zbytnio uwagi na zachodzące zmiany w naukach. Trzyma się po prostu stylu życia, który jest kreowany na zebraniach, zbiórkach lub przez współwyznawców z bliskiego otoczenia. Widzę w tym plusy i minusy. Moi bliscy nie są wobec mnie do końca stanowczy. To plus w mojej sytuacji.
Są w stanie przymknąć oczy na mój brak jakiegokolwiek zaangażowania w życie zborowe, choć ten stan rzeczy wymagał czasu. Wyprowadziłem się z domu, moje życie zborowe nie istnieje, a kontakty ze współwyznawcami bardzo się ochłodziły, ale rodzina już do tego przywykła. Oprócz etapu głębokiego rozczarowania moją biernością, nie doświadczyłem żadnego ostracyzmu, co jest wręcz w pewnym stopniu wymagane, kiedy Świadek widzi złe postępowanie swego brata. Zauważam w swojej rodzinie – pomimo lat obecności w organizacji, że nie zdarto z nas pierwotnej rodzinnej miłości. Duchowy tryb życia oparty na rutynie spowodował, że manipulacja nie zdołała się wedrzeć w nas tak głęboko. Gdybym zapytał poszczególnych członków mojej rodziny co jest dla nich najważniejsze, usłyszałbym oczywiście, że najważniejszy jest Jehowa. Jeśli jednak bliżej się przyjrzysz, zobaczysz, że duchowy tryb życia jest jakby bezrefleksyjnie wpisany w krajobraz. Są zebrania, są zbiórki, jest służba, ale raczej żadnej głębszej refleksji. Mimo wszystko, ten tryb – choć niejednokrotnie dla nich uciążliwy jest już głęboko zakorzeniony. Dużo jest też presji wywieranej na sobie, ze względu na lęk przed odstawaniem od reszty otoczenia.
Okoliczności te sprawiają, że – pomimo zachowania relacji – moi bliscy są dla mnie trochę jak ciężki do przebicia mur. Ich znajomości, cele, pragnienia i system wartości były budowane w oparciu o dyktando teokratycznego trybu życia przez wiele lat. Mimo to, nie wchodzili zbytnio w szczegóły. Wykształcili pewien model życia, który zachował się przez lata, nie dodając ani nie ujmując nic z niego. (Czasami jakaś pionierka na obniżonym pułapie godzinowym 😉). Wszelkie zmiany/uaktualnienia w kwestiach doktrynalnych mniej lub bardziej zrozumiane były akceptowane, albo niezauważane. To stanowi przeszkodę, która jednak mogłaby się wydawać ułatwieniem w drodze do wybudzenia bliskich. Skoro nie mają ugruntowanej wiedzy, to może łatwiej będzie mi dotrzeć do ich umysłów? Niestety, mur ten jest grubszy niż mogłoby się wydawać. Kiedy jesteś tym typem Świadka i z jakiegoś powodu w Twojej głowie zostaje zasiana nuta niepewności, nie zaczynasz raczej myśleć nad kontrargumentami. Nie jest to dla Ciebie wyzwanie do obrony wiary. Nie czujesz wyższość nad obelgami w stronę organizacji. Jest to zaburzenie Twojej strefy komfortu.
Gdy próbuję rozmawiać z moją mamą na temat sprzeczności i manipulacji przed którymi stawia nas niewolnik, zawsze widzę u niej łzy i strach. Zaczyna wtedy szukać w sobie błędów dotyczących sposobu wychowania mnie w organizacji, lub z rozczarowaniem wspomina jak mało brakowało żebym został sługą pomocniczym. Fakt, że odsuwam się od nauk i praktyk, które dotąd kultywowałem, jest dla niej paraliżujący. Nie interesuje ją do końca to, jakie są moje głębokie przemyślenia na temat całej sytuacji. Zastanawia się raczej, czy nie popchną mnie one do szybkiego odejścia. Tworzy się z tego pewien schemat powtarzany przy każdej okazji do tego typu rozmowy. Zaczynam mówić delikatnym tonem o tym co mnie ostatnio zdziwiło/zaniepokoiło/zdenerwowało, a po wymianie kilku zdań słyszę załamanym głosem, że coś ostatnio złego we mnie wstąpiło. Potem widzę pierwsze łzy i wiem, że już nie ma tutaj miejsca na spokojną wymianę zdań. Zbyt wiele w tym wszystkim emocji i lat systematycznej manipulacji. W takich momentach zaczynam się zastanawiać, czy to co robię nie przyniesie moim bliskim tak naprawdę samej krzywdy. Jestem młodym człowiekiem, który przecież wszystko może jeszcze zmienić i zacząć życie od nowa. Ale co ma powiedzieć moja mama lub babcia? To osoby w starszym wieku. Gorycz wynikająca ze świadomości poświęconego życia na coś, co okazało się nie mieć sensu, musi być druzgocząca. Być może sam strach przed tą goryczą powoduje, że boją się spojrzeć jakkolwiek krytycznie na organizację. Świadkowie uzależniają nie tylko od wiary, którą są w stanie dać. Uzależniają również od trybu życia, który pozwala Ci poczuć, że wokół Ciebie dużo się dzieje i że jesteś potrzebny wielu ludziom. Wiele osób poza organizacją nie miałoby tego bezcennego uczucia.
Moja mama nie wie, że już nigdy nie wrócę do zboru.
Nie wie też, że mam ukochaną dziewczynę z którą mieszkam.
Wciąż żyje nadzieją mojego powrotu i będzie nią żyć do końca życia. Nie dziwne, skoro nie zostałem nawet wykluczony.
Ja też staram się wierzyć. Wierzę w to, że w którymś momencie coś w końcu się odwróci i zobaczę moich bliskich wolnych, bez presji.
Bez presji ze strony Świadków, Strażnicy, Ciała Kierowniczego, wszystkiego co z tym związane.
Bez presji, którą ludzie tam narzucają sami sobie i między sobą.
Bez presji, która nie ma żadnego sensu…
Na dziś to tyle. Pozdrawiam!
Malakser
Niepewna przyszłość
Sami widzicie, że młodzi ludzie wychowani w społeczności Świadków Jehowy w większości przypadków mają niepewną przyszłość. Łatwo nas ocenić i stwierdzić, że się żalimy. Bardziej niż potrzebę żalenia się mamy potrzebę jednoczenia ludzi wolnych. Ludzi, którzy na wolność pracują sami i ponoszą za to niesprawiedliwe konsekwencje.
Jeśli Ty również masz potrzebę podzielenia się swoją historią, to się nie wahaj!
Skorzystaj z jakiejś formy kontaktu z nami!
Miejcie wspaniały 2020 rok!