„Dziś już wiem jaką cenę muszę płacić za wolność”
Wiele rzeczy nas otaczających pragnie naszej uwagi, pragnie naszego czasu, chce przyciągnąć nas do siebie. Świadkowie Jehową bardzo chcą uwagi ludzi. Są szczęśliwi gdy uda im się porozmawiać z osobą ze świata chociaż przez 5 minut. Ich szczęście jest jeszcze większe, jeśli taka otwarta osoba z którą rozmawiają jest nieszczęśliwa, zagubiona lub po prostu szuka sensu. Są w stanie wtedy skuteczniej implikować wiedzę na temat ich wspaniałego Stwórcy. Piękne rzeczy o których opowiadali, w latach 90 przyciągnęło wielu ludzi do tej organizacji, a zwłaszcza na terenach biedniejszych. Do takiej grupy należeli moi rodzice. Chętnie otworzyli się na Świadków Jehowy, gdy ich życie było szare, pełne problemów i każdy dzień stanowił dla nich walkę. Te świadkowe ideologie w dużej części kupują kobiety, które pragną szczęścia, pokoju i miłości. W kobietach jest moc. W imię idei potrafią zrobić wiele, a zwłaszcza przekonać do swoich poglądów własnych mężów. Możecie mi wierzyć na słowo, że jest to bardzo częsty scenariusz dzięki któremu grono Świadków Jehowy się powiększa.
Dokładnie w tym scenariuszu odnaleźli się moi rodzice. Moja mama zmagająca się z trudami życia codziennego przed swoimi drzwiami spotkała Świadków Jehowy. Opowiadali jej rzeczy, które w tamtym czasie koiły jej zszargane nerwy. Zbombardowana świadkową miłością szybko przekazała całą ideę swojemu mężowi. Mój tata człowiek o szczerym i wspaniałym sercu po początkowych wątpliwościach, z czasem kupił ideę szczęśliwego człowieka żyjącego na Ziemi tuż po Armagedonie. Teraz już wiecie jak to się stało, że zasilili szeregi Świadków Jehowy. Dalej może być już tylko ciekawiej.
Jakie życiowe utrudnienia przyniosło Wam dołączenie do Świadków Jehowy?
Dziś z perspektywy czasu widzimy jak wiele sobie utrudniliśmy. Zerwanie prawdziwej więzi z rodziną. Rodzina nie przyjęła tego entuzjastycznie i upłynęło bardzo dużo przysłowiowej „wody” zanim nasze relacje się unormowały i mimo, iż się unormowały nie wyglądały tak dobrze jak dziś. 3 zebrania w tygodniu, głoszenie, zgromadzenia to było niesamowite utrudnienie w tamtych czasach. Nie zawsze się udawało nam dopinać miesięczny budżet i do tego nie mieliśmy auta ani prawa jazdy. Dla kogoś kto dysponuje skromnym budżetem 20 lat temu, stanowiło to duże utrudnienie. Mieszkaliśmy na małej wsi, więc ciężko było nam zachować w tajemnicy, że jesteśmy Świadkami. Nieraz spotkaliśmy się z obelgami. Dla mojego męża dużym utrudnieniem było to jakie są wymagania wobec mężczyzn w zborze. Cały czas musiał mierzyć się ze stresem, który był ponad jego siły. Utrudnień jest dużo więcej, ale nie sposób wszystkich wymienić.
Dlaczego po tylu latach byliście zdecydowani odejść?
W pewnej części był to po prostu impuls. Rozgoryczenie, które się w nas się nagromadziło nie pozwalało nam spać i normalnie funkcjonować. Chcieliśmy się odciąć i od nowa zacząć naszą życiową historię, ale tym razem bez psychomanipulacji. Najgorsze było patrzeć jak traktują nas przyjaciele współwyznawcy w momencie gdy mówimy krytycznie o organizacji. Zauważyliśmy, że to co tam zbudowaliśmy było oparte na sztywnych zasadach i wszystko pryska wraz ze zmianą Twojego światopoglądu.
Jaką cenę za wolność musieliście zapłacić?
Dziś już wiem jaką cenę ma wolność. Ta cena jest zależna od wielu czynników. Cena naszej wolności była spora. Straciliśmy kontakt z jednym synem, który bardzo mocno jest zaangażowany w sprawy organizacji wraz ze swoją rodziną. Nie ma dnia bym o nim nie myślała. Codziennie marzę o tym by pewnego dnia zapukał do naszych drzwi i po prostu zapytał „Co tam u nas?”. Myślę, że wszystko inne jest człowiek w stanie znieść i się pozbierać. Każdy ma inną wrażliwość, ale utrata kontaktu z tak bliską osobą to duża przeszkoda. Po kilku latach poza organizacją nie wiem do końca czy opłacało się zapłacić taką cenę za wolność.
Jak wygląda życie człowieka, który ponad 20 lat był zniewolony?
Mimo dużej żałoby spowodowanej przez utratę kontaktu z synem jest też dużo szczęścia. Żyjemy w dużo lepszych relacjach z resztą rodziny. Nawiązaliśmy nowe znajomości, które kiedyś były niemożliwe do nawiązania. Korzystamy bardziej z życia i mamy więcej czasu dla siebie. Dużo mniej stresu w życiu. Dzięki wyjściu z organizacji wykorzystaliśmy niektóre szanse, dzięki którym udało nam się poprawić naszą sytuacje finansową.
Jakieś słowo na koniec?
Życzymy wszystkim którzy się wybudzili by ponieśli jak najmniej strat w procesie uwalniania się od tego mentalnego gułagu i pozdrawiamy naszego syna jeśli kiedykolwiek to będzie czytał.
Reasumując
Z pewnością nie są to rzeczy, które kogoś zaskoczą, bo sporo osób ma świadomość tego jak wiele poświęcić trzeba, by dostać tą upragnioną wolność. Każdy kto podejmie walkę z tą wielką korporacją ciężko by wyszedł bez szwanku. Warto utrwalać historie wyjścia z organizacji, bo wielu osobom one pomagają. Jeśli masz historię, którą chciałbyś się podzielić to napisz do nas!
Facebook, Instagram znajdziecie w sekcji „O mnie” lub na górze strony. Możecie też wykorzystać formularz kontaktowy.
Zostaw komentarz jeśli chcesz więcej!